PiS zbiera podpisy pod petycją o zmianę tytułu i treści wystawy „Nasi chłopcy”
O rozpoczęciu zbiórki poinformowali posłowie i radni PiS podczas konferencji prasowej przed Ratuszem Głównego Miasta w Gdańsku. Jak wyjaśnili, petycja skierowana jest do dyrekcji Muzeum Gdańska i prezydent miasta Aleksandry Dulkiewicz.
Zdaniem działaczy PiS wystawa może sugerować, że Polacy wcieleni do Wehrmachtu służyli w nim dobrowolnie, co – jak tłumaczyli – jest niezgodne z prawdą historyczną.
Domagają się zmiany tytułu ekspozycji i korekty jej treści - uwzględnienia w narracji pełnego kontekstu historycznego związanego z przymusowym wcielaniem Polaków do Wehrmachtu oraz skutków, jakie niosło to dla tych osób po zakończeniu II wojny światowej.
„Domagamy się przedstawiania naszej historii przez polskie instytucje kultury w sposób zgodny z faktami i interesem narodowym. Żądamy odpolitycznienia wystawy i pokazania prawdziwego obrazu horroru, jaki przeżyli polscy obywatele i ich rodziny” – napisano w petycji.
Poseł Kazimierz Smoliński zaznaczył, że sama tematyka wystawy nie jest kontrowersyjna, problemem jest jej forma.
- Taka wystawa jest potrzebna i oczekiwana, natomiast w tym kształcie jest ona nie do zaakceptowania. Nazwa, która mówi o „naszych chłopcach” jest absolutnie niedopuszczalna w kontekście ogólnopolskim. W Polsce nasi chłopcy to Powstańcy Warszawscy, żołnierze Armii Krajowej, Gryfa Pomorskiego, a nie żołnierze wcielani do armii III Rzeszy - powiedział.
Posłanka Dorota Arciszewska-Mielewczyk oceniła, że treść ekspozycji może mieć daleko idące konsekwencje międzynarodowe, m.in. próby przypisywania Polakom współodpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej. Dlatego — jak zaznaczyła — konieczne jest przeciwstawienie się takim narracjom.
- Taka narracja nie służy dyskusji o wypłacie reparacji. Będziemy stać na straży prawdy historycznej. Nikt z Polaków dobrowolnie do Wehrmachtu nie szedł, byliśmy do tego zmuszani siłą. Nie ma naszej zgody na rozmywanie odpowiedzialności zbrodniarzy względem swoich ofiar. Jeśli nie będziemy protestować, to będziemy świadkami wpływu retoryki niemieckiej, rozmywania i przerzucania winy. Trzeba jasno powiedzieć, że katem byli Niemcy, a my byliśmy ofiarami - powiedziała.
Przewodniczący klubu PiS w radzie miasta Gdańska Tomasz Rakowski zwrócił uwagę, że Ratusz Głównego Miasta, gdzie prezentowana jest wystawa, to przestrzeń odwiedzana przez turystów z zagranicy.
- Goście z całego świata mogą tam przeczytać, że Polacy, którzy służyli w Wehrmachcie, zwiedzali świat, zawiązywali związki małżeńskie i robili to z ekscytacją. To nie służy polskiej sprawie. Muzeum Gdańska to instytucja podległa miastu. Aleksandra Dulkiewicz ponosi pełną odpowiedzialność za treść tej wystawy - mówił.
Wystawę „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy” można oglądać w Galerii Palowej Ratusza Głównego Miasta w Gdańsku do 10 maja 2026 roku. Opowiada ona o losach dziesiątek tysięcy mieszkańców Pomorza, którzy zostali wcieleni do Wehrmachtu w czasie II wojny światowej.
Ekspozycję skrytykował m.in. były prezydent Andrzej Duda, wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz oraz były szef MON Mariusz Błaszczak. Rzecznik rządu Adam Szłapka ocenił nazwę wystawy jako „absolutnie nieakceptowalną”. Dodał, że należy jednak upamiętniać osoby, które zostały siłą wciągnięte do Wehrmachtu, ponieważ są to „dramaty ludzi”.
Kilka dni po otwarciu wystawy przed Ratuszem Głównego Miasta w Gdańsku politycy PiS zorganizowali manifestację. Zarzucili autorom wystawy m.in. fałszowanie historii i relatywizowanie win Niemców.
Po krytyce Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w komentarzu w serwisie X napisało, że wystawa przywraca pamięć o Polakach, którym podmiotowość została przemocą odebrana, i o których na całe dekady zapomniano. Podkreślono, że misją instytucji takich jak muzea jest rzetelne i kompleksowe prezentowanie historii, często dotyczącej tematów trudnych i do tej pory przemilczanych.
Oświadczenie wydało także Muzeum Miasta Gdańska. Podano, że muzeum sprzeciwia się niesprawiedliwym i powierzchownym ocenom pojawiającym się w przestrzeni publicznej. Zdaniem muzealników osoby wygłaszające krytyczne uwagi, nie zapoznały się ani z samą ekspozycją, ani z jej kontekstem historycznym i edukacyjnym.
„Ubolewamy nad tym, że narracja wokół wystawy bywa wykorzystywana instrumentalnie dla doraźnych celów politycznych” - napisał wówczas rzecznik muzeum dr Andrzej Gierszewski. (PAP)
anm/ dki/
